Nie krzyczę, nie wołam o pomoc. Chociaż ostatnio mam chęć wrócić do niedawnych rytuałów, kiedy nie zauważam uśmiechu i nie czuję oddechu.
Wchodzę. Mgła otulająca drzewa wygląda inaczej niż poranek w Paryżu ze smogiem nad miastem. Miło zobaczyć trochę zieleni po paru dniach. Prawdziwej, żyjącej. Teraz czuję się dobrze, przyjęła mnie spowrotem. Czuję to. Całą sobą. Ten las jest mój. I już jest lepiej.
Posiedzę na polanie, porozglądam się, może coś się zmieniło.
Dobrze mi w domu.
Ale chyba mnie nie chcą w świecie...
Bo w nocy zatrzymują mi się zegarki.
Jest tu dużo ludzi.